W środę, gdy odwoziłem córkę do szkoły doszedł mnie z tyłu odgłos podobny do dźwięku wydawanego przez naciąganą strunę. Narastał może z parę sekund a potem było głośne "brzdęg". Natychmiast zatrzymałem się, wysiadłem z auta, ale nie stwierdziwszy niczego dziwnego w wyglądzie podwozia, wsiadłem i chciałem kontynuować jazdę, a tu koło, bądź koła zaczęły turkotać podczas toczenia. Jadąc bardzo powoli dotarłem do pobliskiej szkoły i wysadziłem córkę.
Gdy chciałem wycofać z parkingu, auto przejechało kilkadziesiąt centymetrów do tyłu i stanęło jak wryte. No cóż, ruszyłem do przodu, zrobiłem duże koło wjeżdżając po drodze na krawężnik i powolutku cały czas "turkotając" wróciłem do domu. Skontaktowałem się z najbliższym w okolicy gdzie pracuję serwisem Suzuki i umówiłem się na 13:45 następnego dnia. Zaraz potem zgłosiłem w Car Assistance awarię i poprosiłem o lawetę na dzień następny, aby dostarczyć auto do serwisu bez konieczności jazdy.
W czwartek pan z pomocy drogowej zjawił się na miejscu, wciągnął Ignaca i pojechaliśmy do Krakowa, gdzie wiedząc o problemach z cofaniem delikatnie (w porównaniu do tego, co potem następowało) zsunął auto na parkingu pod serwisem.
Co było potem, opiszę w części "Oceniamy warsztaty" po zakończeniu naprawy, gdzieś w przyszłym tygodniu. Na razie tylko, uprzedzę relację krótkim wstępem, że zawiniła pęknięta sprężyna (drut o średnicy 6 mm) w tylnym kole. Ma ona na celu "przyciąganie do siebie" szczęk hamulcowych po zakończeniu hamowanie, gdy spadające w układzie hamulcowym ciśnienie, nie wypycha już z cylinderka hamulcowego tłoczków, które rozpierają szczęki.
P.S.
Oj, coraz bardziej jestem przekonany, że ten mój egzemplarz był robiony w poniedziałek, po hucznie obchodzonych przez cały weekend "Dniach Esztergoma".